niedziela, 30 marca 2014

Bieganie z Mikołajami 2013 rok

No tak...kończymy powolutku te opowieści historyczne.
XI półmaraton Św. Mikołajów w Toruniu musiał znaleźć swoje miejsce w kalendarzu biegów 2013 roku. 8 grudnia 2013 roku rano wyjechaliśmy z Rodzinką do Grodu Kopernika.
Pierwszy raz zadeklarowałem się, że będę robił jako "pismejker". Z Jackiem mieliśmy "złamać" 1:55.
No i fajnie, nowe doświadczenie.
Tak jak czytaliście wcześniej, bieg ten nie potrzebuje specjalnej rekomendacji.
Bieg już z tradycją, z odpowiednią renomą, a przede wszystkim z duszą!!! Super atmosfera i pewnego rodzaju zakończenie sezonu.
Start z nowego mostu w Toruniu. Mnóstwo ludzi, super klimat. Słoneczko!!!!
Wystartowaliśmy z Jackiem i Kamilem( kolega Jacka) dość żwawo. Po połowie dystansu wiedziałem, że prowadzę Jacka na zdecydowanie lepszy wynik aniżeli 1:55, ale nie mówiłem tego głośno podczas biegu. A uczestnicy kolorowi, uśmiechnięci, sporo kibiców. Fantastyczny bieg. I Spartanie biegnący dla Domu Dziecka. Bosko!!!!!
Po 16, 17 km odrobinę zwolniliśmy tempo. Gdyby nie ten fakt, sądzę, że złamalibyśmy 1:50, ale i tak wynik zapowiadał się baaaaaardzo satysfakcjonujący dla Jacka!
Zbliżamy się do mety. Dopinguję Jacka, mówię, że jest dobrze, bardzo dobrze!!
Stadion. Kibice, doping!Finiszujemy!!!
1241 i 1242 miejsce 1:51:08 i 1:51:09 Jacek zachwycony i ja również, że podołałem zadaniu!XI Bieg Św. Mikołajów ukończyło 3669 biegaczy. Uważam nasz wynik za wyborny. W 2014 roku też tam będziemy.
Pozdrawiam serdecznie, zwłaszcza Jacka. Zygabiega
Na deser dokumentacja zdjęciowa.
Trzymajcie się!!!


niedziela, 23 marca 2014

35 PZU Maraton Warszawski


Witajcie.
Niedziela rano. Zwykle o tej porze kończę poranny trening, jednak od wczoraj kiepsko się czuję. Przeziębienie, które zagościło u nas w domu, i mnie niestety dopadło. Dziwnie mi, tym bardziej, że na Rai Sport2 będę śledził zmagania podczas 20 Maratonu w Rzymie. Biegnie kuzyn Madzi, Maciej i kilku wirtualnych znajomych biegaczy :)
Biorąc pod uwagę weekend i trochę więcej wolnego czasu, postanowiłem zabrać Was dziś do Warszawy. Na maraton. Chcecie? Ok, to jedziemy.
Cofnijmy się do do 28 września 2013 roku. Rano pobudka, zapakowaliśmy walizy i w trasę. Po drodze zabraliśmy "szwagrowskiego" Mikołaja i kierowaliśmy się na "stolyce" :)
Około 13stej...

O widać kolejną polską flagę podczas transmisji z Rzymu....dawać, dawać...mnóstwo ludzi. Kolorowe morze szczęśliwych biegaczy. Powodzenia dla wszystkich.

Wracamy do naszej podróży. Około 13stej dojechaliśmy do Warszawy. Zaparkowałem całkiem niedaleko Novotelu w którym spaliśmy.
Zalogowaliśmy się w pokoju. Dzieci zachwycone, bo mieliśmy ładny widok na Stadion Narodowy, na który za chwilę się wybieraliśmy odebrać pakiet startowy.
Wydawało się nam, że to całkiem niedaleko, jednak okazało się, że droga zabrała nam kilkadziesiąt minut. Po drodze jeszcze coś zjedliśmy i dotarliśmy na Stadion. Ten z bliska robi ogromne wrażenie.
Odebraliśmy z Mikołajem pakiety startowe i zwiedziliśmy choć w części Stadion. Weszliśmy na trybuny. W środku jeszcze większe doznania. Fajnie było pomyśleć, że następnego dnia będę finiszował na Stadionie Narodowym.

Wróciliśmy do hotelu. Czułem już adrenalinę, która będzie towarzyszyła mi aż do linii mety następnego dnia. Ufałem, że dobiegnę. Nie, nie, to nie kokieteria. Wiedziałem, że jestem lepiej przygotowany niż chociażby w Poznaniu, jednak królewski dystans musi zawsze budzić szacunek i pokorę. Mam jednak swoje ambicje sportowe, które tu były zaprogramowane, aby "złamać" 4 godziny. Wszystko było gotowe, żeby plan zrealizować.
Wieczorem zwiedziliśmy ostatnie piętra Novotelu, gdzie mogliśmy nacieszyć wzrok Warszawą by Night :)
29 wrzesień. Obudziłem się około 6 rano. Chciałem szybko zejść na śniadanie, żeby mieć odpowiednio wystarczająco czasu, żeby przygotować się do startu. Poranek przywitał mnie mgłą.
Zszedłem na śniadanie. Rodzinka jeszcze spała. W hotelowej restauracji tylko biegacze:). Chciałem sobie zrobić tosty z miodem, dżemem. Poszukałem chleb tostowy i toster. Ale nie taki tradycyjny, które mamy w domach. Trochę zdziczałem :). Nie wiedziałem, gdzie mam tego tosta wcisnąć:)). Położyłem więc na takiej kratce z lewej stronie i poszedłem sobie herbatkę zaparzyć. Wróciłem do tostera, a chleb zniknął, żeby po chwili wyjechać z prawej strony tostera:)) Uśmiechałem się pod nosem, i patrzyłem tylko, czy nikt nie widział jaki jestem "burak z prowincji":))
Wychodząc ze śniadania minąłem moją Rodzinkę, która szła coś zjeść. Korzystając ze zdobytego doświadczenia, szybko poinstruowałem najbliższych jak sobie mają zrobić tosty :).
Ok, wróćmy do biegu. Start maratonu był przewidziany na godzinę 9. Po 8 wyszliśmy z hotelu i udaliśmy się w stronę mostu Poniatowskiego gdzie była linia startu. Na ulicach Warszawy widać było, że tego dnia odbędzie się bieg. Setki osób szły w skupieniu na linię startu, żeby zmierzyć się ze swoimi słabościami.
Rozgrzewka...ostatnie chwile przed biegiem.
9 rano. Start. Pierwsza wystartowała "moja" strona mostu. Z głośników słowa otuchy dla biegaczy kierował Przemek Babiarz, nasz znany komentator sportowy, zresztą także maratończyk.
Od samego początku trzymaliśmy równe tempo z Mikołajem. Mijały kolejne kilometry. Czuliśmy się dobrze. Trasa maratonu biegła przez najważniejsze miejsca Warszawy. Tak jak dla mnie, który nie znał dobrze stolicy, bieg ten był tym bardziej atrakcyjny. Biegnąc koło mojej kochanej Trójki, nie mogłem się powstrzymać i zrobiłem fotkę.
Po 30-stym kilometrze pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia. Jak się okazało po biegu, Mikołaj miał kryzys na tym etapie, ale pociągnąłem Go i przetrwał. "Odwdzięczył " mi się na jakimś 38 kilometrze, gdzie zwolniłem, ale Miki powiedział, dawaj Szwagier, teraz już jest naprawdę blisko. Rzeczywiście, jak zobaczyłem z perspektywy Stadion, pojawił się jeden z wielu zespołów grających energetyczną muzykę, siły wróciły. Na moście Poniatowskiego to już można powiedzieć, że z Mikołajem "gnaliśmy". Uśmiechnięci. Szczęśliwi, niesieni dopingiem kibiców. Na zbiegu z mostu dopingował nas m. in. Tomek Szymański, nasz grudziądzki Poseł, który także jest fanem biegów (zobaczymy co z tego wyniknie z bieżącym roku) :).

Proszę Państwa. Wbiegając na Stadion Narodowy, pomimo ponad 42 kilometrów w nogach czułem się mega szczęśliwy. Wiedziałem, że moja Rodzina jest na stadionie i trzyma za mnie kciuki. Piękne uczucie. Nie można tego wystarczająco obrazowo opisać słowami. To trzeba przeżyć. Każdy może tego doznać. Każdy!!!



35 PZU Maraton Warszawski skończyłem w czasie netto 3:51:50 na miejscu 2680. Ukończyło ten dotychczas największy maraton w Polsce ponad 8500 biegaczy.


Po biegu wróciliśmy do hotelu. Prysznic. W Warszawie jeszcze zjedliśmy obiad i udaliśmy się w drogę powrotną. Ja bardzo zadowolony z biegu, z wyniku. Madzia z dziećmi zadowolona z niedzielnego spaceru po Warszawie i zwiedzenia Zamku Królewskiego. Fajna wycieczka.
Dziś, pisząc te zdania jesteśmy na 3 tygodnie przed moim startem w Warsaw Orlen Maraton. Dzieci nie mogą się już doczekać, zresztą ja też. Jedziemy z Przyjaciółmi. Będę biegł z Marcinem, i jego bratem Maćkiem. Tak jak wcześniej napisałem, z pokorą podchodzę do każdego maratonu, ale i tu mam pewien cel czasowy. Zobaczymy.
Na ten moment, muszę szybko wyjść z przeziębienia. Pewnie we wtorek wyjdę już potruchtać. Dobrze, że wczoraj jeszcze trenowałem, bo "wyrzuty sumienia" chyba wykończyłyby mnie:))
Z 2013 roku została nam jeszcze grudniowa wizyta w Toruniu na kolejnym półmaratonie św. Mikołajów. Pierwszy raz "robiłem" za pismejkera". Ale o tym następnym razem.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Zygabiega



sobota, 15 marca 2014

Niespodziewany kibic :)

Życie po Malborku toczyło się dalej. Oczywiście byłem zachwycony imprezą, i faktem, iż ukończyłem swój pierwszy triathlon. Jednak należało dalej trenować i planować kolejne imprezy.
I tak w pierwszy weekend wakacji MORiW Grudziądz wraz z Akademią Biegania Grudziądz zorganizowało II edycję Biegu Trzech Plaż. Podobnie jak w roku 2012 7-mio kilometrowa trasa zebrała na starcie sporą grupę pasjonatów biegania. Między innymi byłem i ja z moją małżonką. Trasa może niezbyt długa, ale pogoda była wymagająca. Z takim już jednak doświadczeniem organizatorów impreza udała się wyśmienicie i recenzje były wysokie. Pojawiły się chociażby i kurtyny wodne podobnie jak w Kwidzynie.
Jakoś w ten sam weekend napatoczył się mój Szwagier Mikołaj. Coś wspominał, że wybiera się do Lubiewa w Borach Tucholskich na Bieg Szlakiem 3 Wież na dystansie 15 km. Uzgodniłem z Rodzinką, że też się udam na te zawody.
Pojechaliśmy z Mikołajem raniutko 6 lipca do Lubiewa. Doskonale znam te rejony Borów, bo to blisko mojego służbowego ośrodka doskonalenia kadr SW. Odebraliśmy atrakcyjny pakiet startowy m.in z miodem z lokalnych pasiek. Bieg Szlakiem 3 Wież bierze nazwę , od wież 3 kościołów w Lubiewie, Bysławie i Bysławku, miejscowości przez które wiedzie trasa zawodów. Zgodnie z nazwą biegu trasa biegnie blisko owych kościołów.
Wystartowaliśmy. Z Lubiewa do Bysławia i dalej do Bysławka. Trasa wiodła jak wspomniałem koło kościołów. Niestety w Bysławiu w kościele był akurat ...pogrzeb. I tu nagle na schodach kościoła stało małżeństwo, Pani z bukietem pogrzebowym i Pan oparty o poręcz schodów przed kościołem. I Pan widząc biegaczy...przemówił...Dawaj!!!, dawaj!!!, dawaj!!!,..kurcze po raz pierwszy i ostatni póki co kibicowali mi pogrzebnicy:)))))( nie wiem czy gramatyczne):). Klimat Monthy Pythona:))))))
Impreza mimo wszystko udana.


No tak, jednak cały czas rozpamiętywałem Malbork i przygodę z triathlonem. Postanowiłem wystartować w I edycji Triathlon Przechlewo.  Świetna impreza, w cudownym miejscu. Spora grupa grudziądzan, czyli super zabawa.
7 września 2013 roku w Przechlewie z grupą grudziądzan m.in. z Andrzejem Harą, Danielem Piaseckim, Arminem Igielskim, Michałem Sudziarskim, Jackiem Gniotem zmierzyliśmy się z dystansem 1/4 IRONMENA. Pływanie 950 metrów w jeziorze końskim, 45 km jazdy rowerem i 10,5 km biegu było świetnym kolejnym doświadczeniem. Po raz kolejny super wynik osiągnął Armin (chyba 16 miejsce) i dalej my. Udana impreza, w której i w tym roku chciałbym wziąć udział.
W tak zwanym między czasie zapisałem się na 35 jubileuszowy Maraton w Warszawie. O tym w osobnym wpisie.Odnosiłem wrażenie, że rozkręcałem się w tym 2013 roku, a to dzięki temu, że omijały mnie kontuzje.
Przed Warszawą zmierzyłem się jeszcze z trasą 10 km podczas XXXII Biegów im. Bronisława Malinowskiego w Grudziądzu. Rosiu (synek) biegł ze szkoły. Na trasie biegu głównego obok mnie stanęli Szanowna Małżonka ,"Szwagrowski" Mikołaj, Przyjaciele Robert Marciniak, Jacek Baron i wielu innych grudziądzkich biegaczy. Udało mi się wykręcić życiówkę poniżej 43 minut. Biegi te, przynajmniej bieg główny ma co raz mniej mankamentów. Oby tak dalej.

Kolejny rozdział o maratonie i wycieczce rodzinnej do Warszawy.
Pozdrawiam serdecznie.
Zygabiega:)

sobota, 8 marca 2014

Malbork debiut w triathlonie 2 czerwiec 2013 roku

No ok, przepraszam. Wiem, nie było mnie prawie cały tydzień. Ale przyznam szczerze, że te wpisy wymagają czasu. A ja już taki jestem, że sam muszę być przekonany, że robię to tak jak potrafię najlepiej. W tygodniu, przy codziennych obowiązkach i treningach nie znalazłem czasu, żeby opisać ten szczególny dzień roku pańskiego 2013 wystarczająco dobrze.
Teraz mam dłuższą chwilę. Dzieci biegają w ogrodzie. Madzia świętuje 8 marca. Ja jestem z Marcinem po porannym treningu. W tle Van Morrison i jego cudowny The Healing Game, w szklaneczce mała nagroda na tydzień sumiennych treningów.

https://www.youtube.com/watch?v=l8Fjv7YZ83M

Do dzieła.:)

2 czerwiec 2013 roku. Wstałem bardzo wcześnie. Wieczorem, dzień wcześniej przymierzałem jeszcze piankę. Oj czułem już spory stresik.
Lekkie śniadanko. Byłem około 7 rano umówiony z Arminem w Świerkocine. Na dachu rower. I jazda. Rogatki Malborka minęliśmy po jakieś godzince. Sporo już było ludzi. Dookoła widać przygotowania do imprezy, które ostatecznie ruszyły pewnie dzień wcześniej, a kontynuowane były z pewnością od wczesnych godzin porannych.
Odebraliśmy pakiety startowe. Rozpoznaliśmy teren. Szybkie zapoznanie się z mapką sytuacyjną wszystkich dyscyplin. Widać sporo amatorów, zapaleńców takich jak my, ale widać było także zawodowców. Sprzęt świetny i ich spokój był dla nas wyraźnie odczuwalny. Ale nic to. Wiedzieliśmy, że realizujemy swoje marzenie. To cudowne uczucie.
Godzina startu zbliżała się. Oddaliśmy rowery do strefy zmian. Nadmieniam w tym miejscu, że dla nas wszystko było nowe. Nie wiedzieliśmy do końca, o co w tym chodzi, ale ogarnęliśmy temat. W strefie zmian sprzęt kosmiczny. Ale my po prostu byliśmy dumni, że jesteśmy tego wszystkiego uczestnikami. Można? Można!!!
Panowie sędziowie flamastrami (numery startowe) oznaczyli nam dolne i górne kończyny. Zbliżaliśmy się do godziny startu.
Trochę martwiłem się, że wcześniej nie miałem możliwości zamoczyć się w wodzie. Bałem się, że woda będzie bardzo zimna. Krótka odprawa przed samym wejściem do Nogatu. Sędziowie proszą o wejście do wody.
Zaczyna się. Wchodzimy. Nabieram powietrza. Pianka założona. Pianka krótka, pożyczona od Jacka. Jacku bardzo Ci dziękuje i czekam na Ciebie na trasach biegowych. Zdrowiej "Stary"!!!.
O dziwo, woda znośna. Wszyscy uczestnicy płyną pod most łączący parking z zamkiem. Tam jest start.  Czuję, że temperatura wody jest zupełnie ok. Wszyscy gotowi.
Start.
Oj działo się. Ruszyło prawie 500 osób. Musiało to pięknie wyglądać. Mam nadzieję, że zdjęcia, które zamieszczę pod postem oddadzą choć w części atmosferę tego wydarzenia. Zdjęcia wykonał Gabryś Wróbel, mój serdeczny kolega, który w Grudziądzu prowadzi na ul. Szewskiej Studio fotograficzne. Dzięki Gabryś, że przyjechałeś z Nami i zrobiłeś tyle fantastycznych zdjęć.
W połowie dystansu pływackiego był nawrót...oj przyjąłem trochę ciosów, ale i sam nie pozostawałem dłużny. Tyle osób w jednym miejscu o jednym czasie...Było zabawnie.
Wyjście z wody i bieg do strefy zmian. Tu miałem w głowie trochę pustkę, bo nie wiedziałem z doświadczenia o co w tym chodzi. Ale ok małe zamieszanie z numerem startowym, i ruszyłem na trasę rowerową. Szybka, płaska. Kręciłem ile sił w nogach. 45 km minęło dość szybko. W strefę zmian wjechałem z Iwoną Guzowską  czterokrotną zdobywczynią Pucharu Świata w kick-boxingu. To fajne uczucie mierzyć się z kimś, kogo wcześniej widziałeś w telewizji i był dla Ciebie sportowcem którego wyniki były nieosiągalne.
Szybko zostawiłem rower i pozostał bieg. Piękna trasa- dwie ponad 5-kilometrowe pętle w pobliżu  zamku w Malborku. Pierwsze 10 minut było koszmarne. Nie mogłem wyrównać oddechu. Ale o dziwo był to dość szybki odcinek w moim wykonaniu. Mijałem kolejne osoby, bądź co bądź wywodzę się z biegania :). Było ciężko, czułem już w nogach i pływanie i rower, i temperaturę, bo było bardzo gorąco. Na jakieś 3 kilometry przed metą minęła mnie Iwona Guzowska. Próbowałem się uczepić, ale niestety kilkadziesiąt sekund na mecie mi zabrakło do konkurentki.
Dobiegłem. Zmęczony. Ale ..nie chcę tak zwyczajnie i po prostu napisać że szczęśliwy...
Ale, tak, byłem szczęśliwy. Boże i to jak. Pokonałem 1/4 dystansu Iron mena. Byłem triathlonistą. 259 miejsce 2:45:31. Zawody skończyły 464 osoby z prawie 500- set, które wystartowały. Ukończyłem zawody z Mikołajem Luftem, Maciejem Dowborem, Iwoną Guzowską, Łukaszem Grassem, i wieloma innymi wspaniałymi sportowcami, którzy pokonali swoje słabości.
Uściskałem się na mecie z Arminem, serdecznym kolegą, z którym i trochę kilometrów w trakcie przygotowań nabiegałem i przejechałem. Świetnie całe zawody ukończył Grzesiu Pietryka. Całość w świetnej formie pokonał Daniel Piasecki. Z grudziądzan Malbork w dobrym stylu i czasie ukończyli Paweł Mazur i Kuba Bonikowski.
Wracałem do domu spełniony, oczyszczony...z nowymi doświadczeniami.
Malbork mi pokazał, że triathlon na pewno będzie w moim życiu. Rewelacyjna dyscyplina sportu. Super.

Ok. Malbork pokonaliśmy. Jeszcze kilka imprez w 2013 roku i będziemy na bieżąco z aktualnymi treningami do Rzeźnika i kolejnej realizacji marzeń.

Zasłuchany w Vana Morrisona serdecznie Was pozdrawiam.
No tak, i tu, skoro 8 marzec, to składam wszystkim czytelniczkom bloga najlepsze życzenia z okazji Dnia Kobiet. Jesteście Wspaniałe!!!:)