środa, 3 września 2014

Bieg 3 Plaż - o fenomenie biegania

28.06.2014 roku miała miejsce III Edycja Biegu Trzech Plaż. Był to pierwszy weekend wakacji. Czy początek roku szkolnego nie jest wyśmienitym czasem na wspomnienia? Moim zdaniem TAK.
Dziś z perspektywy wakacji, kilkudziesięciu treningów, tzn kilkuset kilometrów w nogach (i czasu na przemyślenia) nasunęły mi się pewne refleksje na temat biegania i tej imprezy :
1. Bieganie to wolność
2. Bieganie to frajda
3. Fajnie biegać z żoną
4. Fajnie, że dzieci kibicowały
5. Magda Jodko projektuje super medale
6. Że w Grudziądzu są ludzie z pasją ( i organizatorzy w osobie Izy Piwowarskiej wraz ze Stowarzyszeniem Akademia Biegania no i oczywiście fantastyczni biegacze)
7. Że twórcy Virtual Runner Club Mateusz Jasiński& Punrunner to Mega goście
8. Że "członkowie" VRC w osobach Przemysław Ignaszewski, Anka Górska, Łukasz Ihnatowicz, to też mega Goście, oczywiście nie umniejszając innym fantastycznym biegaczom spod szyldu VRC!
9. Że bieganie łączy:)
p.s wypisałem przyjezdnych członków VRC. Krzysztofa Misiaka traktuję jako grudziądzanina:), pomimo, iż wydaje mi się, że mieszka poza rogatkami naszego miasta:)
No dobra, do rzeczy. 7 kilometrową trasę dookoła Jeziora Rudnickiego ukończyło 451 biegaczy, uśmiechniętych, szczęśliwych, pewnie i zmęczonych, ale to nie ważne. Super organizacja, fajne miejsce i najważniejsze, super towarzystwo dopełniło szczęścia. Nadmienić także warto, że i dopisała pogoda!
Mateusz Jasiński i Punrunner przejechali łącznie 700 km w dwie strony, żeby "slow" przebiec się ....7 kilometrów (słownie: siedem kilometrów), czy Bieganie zatem nie łączy i nie jest fanstastyczne. JEST!
Przemo Ignaszewski dzień wcześniej biegł ultra. Anka Górska i Łukasz Ihnatowicz także setki kilometrów pokonali, aby pobiec z ludźmi poznanymi wirtualnie. Wariaci? Nie!!! Zdrowo zakręceni pasjonaci!
Joanna Broniecka-Fabińska (zwana Bronią):) w takim doborowym towarzystwie po raz pierwszy pobiegła po medal (GRATULACJE)...i jaki piękny projektu biegaczki Akademii Biegania z Grudziądza Magdy Jodko.
Powiem Wam, że to towarzystwo które przyjechało skupiło moją uwagę, nie dlatego że ich lubię, bo lubię tu wszystkich biegaczy, znajomych szczególnie, ale że bieganie staje się w pewnym sensie fenomenem.
Nie znałem tych ludzi, oni mnie, rozmawiamy, śmiejemy się, stajemy się dla siebie ważniejsi...to rewelacyjne.


Bardzo dziękuję za uwagę i cierpliwość co do częstotliwości wpisów.
Na marginesie powiem tylko, że cały czas biegam, sporo biegam. Przede mną, z imprez, 10 km podczas Biegu Malinowskiego, Maraton w Katowicach i półmaraton św. Mikołajów. Także dzieje się.
Serdecznie Was pozdrawiam.
Zygabiega:)


wtorek, 29 lipca 2014

Rzeźnik 2014

20 czerwca 2014 roku to data, która dla mnie osobiście już zawsze będzie bardzo ważna. 20 czerwca o 3.30 wraz z Przyjacielem Marcinem Fabińskim rozpoczęliśmy bieg o inne, lepsze życie. Kolejne, ponad 14 godzin biegu - marszobiegu, na stałe zmieniło moje życie i podejście do wielu spraw. Postaram się Wam opisać te emocje, ból, łzy wzruszenia, modlitwę, która towarzyszyła mi podczas pokonywania kolejnych kilometrów. Mam nadzieję, że uda mi się choć na chwilę zabrać Was w Bieszczady, na trasę niemalże 80 kilometrowego XI Biegu Rzeźnika. Zapraszam!!!

18 czerwca 2014 r.
Wstaliśmy z Magdą bardzo wcześnie. Spakowani byliśmy już dzień wcześniej. Obudziliśmy dzieci, zrobiliśmy kanapki i w drogę. Przed nami było prawie 700 km do pokonania. Zdzwoniliśmy się z Fabiniakami. Chwilę po 5 rano spotkanie na trasie prowadzącej na autostradę do Łodzi, no i cóż...rura - w drogę. Po 12-stu godzinach, z przerwami na obiadek i inne "techniczne" przerwy, dotarliśmy do Komańczy. Tam był start biegu i tam też mieliśmy zorganizowany nocleg. W samej Komańczy nie było jeszcze czuć atmosfery imprezy. Nie ukrywam, że byłem lekko zawiedziony tym faktem. Jednak już w tym momencie Was uspokajam, bowiem kolejne dni zrekompensowały mi to w 100 %. Rozlokowaliśmy się w wynajętym domu, który korespondował z klimatem miejsca w którym przebywaliśmy.
Super! Podkreślam, że bardzo mi się podobało, czym mam nadzieję, przekonam moich Przyjaciół Fabiniaków. Sądzili, że miejscówka załamała mnie :), co nie jest zgodne z rzeczywistością!:)

19 czerwca 2014 r.
Pobudka około 8 rano. Dobrze się spało. Śniadanko i wyruszyliśmy w stronę Cisnej i Ustrzyk Górnych.
 
W Cisnej zorganizowane było Biuro Zawodów, gdzie odebrać mieliśmy pakiety startowe. Już po kilku km jazdy rozpostarły się przed nami przepiękne widoki. Bieszczady przywitały nas piękną pogodą. Krótka sesja fotograficzna i dalej w drogę.
 
Taaak, w Cisnej już była atmosfera biegu. truchtający biegacze, banery informacyjne, zdecydowanie więcej ludzi, którzy podobnie jak my, przyjechali realizować swoje marzenie i ich bliscy, którzy chcieli być tego świadkami. My z Marcinem mieliśmy także to szczęście być ze swoimi Rodzinami, najwierniejszymi Kibicami.
Sprawy organizacyjne w Biurze Zawodów mieliśmy zaplanowane na popołudnie. Cisną przejechaliśmy i obraliśmy kierunek na Ustrzyki Górne. Tam zaparkowaliśmy auta w miejscu, gdzie usytuowana była meta Rzeźnika, przy zejściu z Połoniny Caryńskiej. Tu miałem pierwszą wizualizację! Chciałem tu popołudniu kolejnego dnia wbiegać na linię mety. Pierwsze ciarki na plecach, pierwszy strach....
Cała ekipa Fabiniaki w składzie Marcin, Asia, Franek, Frodo i My, tzn ja :), Madzia, Roch i Tośka wspięliśmy się na Połoninę Caryńską. Może nie zupełnie na sam szczyt jednak wystarczająco już wysoko, aby poczuć z jednej strony wszechobecne piękno, a z drugiej strony, żeby poczuć co czeka nas na trasie biegu!!! Widoki jednak były zapierające dech. Cudownie.
Po zejściu z połoniny, Fabiniaki zaprosili nas na obiad w Wilczej Jamie, rewelacyjnie położonej knajpie. Wilcza Jama znajduje się jakieś 15 km za Ustrzykami Górnymi. Pysznie było!!!
Czas mijał. Należało powoli skupić się na tym, co było głównym powodem naszego pobytu w Bieszczadach. Wróciliśmy do Cisnej na obowiązkową odprawę dla zawodników, odebraliśmy pakiety startowe. Tak, tak, poczuliśmy rosnącą adrenalinę. Udało się nam zrobić zdjęcia z Marcinem Świercem ( fajne imię :)) Mistrzem Polski w biegach górskich. Przemiły człowiek, świetny zawodnik. Życzył nam powodzenia, co odebraliśmy jako talizman:).
Wróciliśmy do Komańczy około 20-stej. Szybko przygotowaliśmy w specjalne worki rzeczy na przepaki (worki zapewniał organizator), które należało zawieźć do Cisnej do Biura Zawodów. Jednak byliśmy w sporym już niedoczasie, w związku z tym nasze kochane żony pojechały do Cisnej, a my z Marcinem położyliśmy się spać.Oczywiście z emocji sen nie przyszedł szybko. Zasnąłem około 23 .

20 czerwca 2014 r.
Pobudka o 2 w nocy. Szybka toaleta, kawa, toaleta :). Wysmarowaliśmy stopy i inne wrażliwe miejsca wazeliną i chwilę przed 3 rano byliśmy gotowi do wyjścia. Na linię startu mieliśmy niecałe 10 minut. Szliśmy ... w milczeniu, jedyne kilka wymienionych zdań....chyba zdenerwowani, podekscytowani, gotowi jednak na rozpoczęcie przygody.

I etap Start - Przełęcz Żebrak 16,7 km

Wystartowaliśmy przy Urzędzie Gminy w Komańczy. Szeroka jezdnia pomieściła ponad 600 par, które w skupieniu, w cichych rozmowach czekało na wystrzał o 3.30. Słychać było brzmienie bębnów zespołu "Wiewiórka na Drzewie". O 3.30 wspólne odliczanie 4, 3, 2, 1...i ruszyliśmy! Trochę leniwy początek, jednak spowodowany tylko poprzez tłok. Z czasem zrobiło się luźniej...
Pierwszy etap był relatywnie łatwy. Mieliśmy naturalnie sporo sił, a przewyższenia jeszcze nie były zbyt wymagające. Przebiegaliśmy obok tak urokliwych miejsc jak jezioro Duszatyńskie. Około 4.50 wyglądało baśniowo, tajemniczo.
 
Na przełęczy Żebrak byliśmy nieco po ponad 2 godzinach.

II etap Przełęcz Żebrak - Cisna 15,4 km

Na punkcie kontrolnym na Żebraku byliśmy z 2, 3 minuty. Wypiliśmy po dwa kubeczki napoju izotonicznego i w drogę do Cisnej. Od samego startu padał z różną intensywnością deszcz. Na tym etapie pojawiły się już tego pierwsze efekty w postaci zdecydowanie większego błota. Odczuwaliśmy już w nogach pierwszy spory podbieg pod Wołosań na 1071 metrów. Z górki, pod górkę, z górki i pod górkę... . Do Cisnej dotarliśmy przed 8 rano, pokonując na ostatnich kilometrach tego etapu zejście, niemalże pionowe, obłocone z kamieniami, położone pod wyciągiem narciarskim. Oj działo się tam. Śmierć w oczach..aaaaa:)

III etap Cisna - Smerek 24 km

Przepak w Cisnej. Szybkie uzupełnienie bukłaków z wodą. Żurawina, żel energetyczny i w dalej w drogę. Wybiegając z Cisnej, byliśmy już "uzbrojenie" w kijki , które od tego momentu zgodnie z regulaminem można było mieć przy sobie. Najdłuższy etap przed nami. Jak się okazało niezwykle trudny i wyczerpujący. Wejście na Małe Jasło (1102 m) i dalej na Jasło (1153 m) chwilami w pionie mocno dało nam "w kość". Moim zdaniem, ten etap tak z perspektywy czasu, był bardzo trudny, jak nie najtrudniejszy. Długi, z dużymi przewyższeniami. Jednym z fragmentów tego etapu jest tzw. "Droga Mirka". Płaski odcinek, który udało się nam w całości niemalże przebiec w rozsądnym tempie, biorąc pod uwagę już kilometry w nogach i poziom zmęczenia. Strudzeni, głodni, docieramy do kolejnego punktu kontrolnego w Smerku. Tam oprócz bułek, o których już długo rozmyślaliśmy czekała na nas niespodzianka. Madzia, Roch, Tosia, Bronia, Franek no i Frodo.
 
 
Szybkie buziaki, łezka w oku, że są, że kibicują, że trzymają kciuki. Te chwile przysłoniły zmęczenie, które doskwierało coraz bardziej.

IV etap Smerek - Berehy Górne 12,7 km

Na punkcie kontrolnym zjedliśmy po dwie bułki. Wypiliśmy  po dwa małe kubki coca-coli. Uzupełnione bukłaki z wodą i wyruszyliśmy w dalszą podróż. Już wcześniej słyszeliśmy, że wejście na Smerek jest bardzo męczące. Jak życie pokazało - Ci, którzy tak mówili, to nie kłamali. Ponad 50 km w nogach i kolejne wejście na 1222 m góry Smerek zabierało z nas kolejne pokłady sił. Oprócz bólu nóg jednak, strasznego, szczególnie przy zejściach, to czuliśmy się nieźle, a mentalnie bardzo dobrze. Zmęczeni lecz zmotywowani pokonywaliśmy kolejne kilometry. Po cichu prosiłem Pana Boga, żeby miał mnie na uwadze w natłoku swoich spraw. Uważałem szczególnie, żeby nie nabawić się kontuzji. Pod koniec tego etapu przebiegaliśmy przez schronisko PTTK Chatka Puchatka, gdzie żartobliwie głośno pytałem, czy chciałby kto kupić tanio buty biegowe:). Połonina Wetlińska pokonana.
 
Zejście do punktu kontrolnego, ostatniego przed metą, w Berehach bardzo uciążliwe. Strasznie bolało już wszystko. W tle rozpościerała sie już Połonina Caryńska, która była ostatnim etapem naszej przygody.

V etap Berehu Górne - Meta Ustrzyki Górne 8,9 km

Na ostatnim punkcie byliśmy rzeczywiście chwilkę. Kubek wody i w drogę. Przed nami Wielka Góra, na którą paradoksalnie dla mnie łatwiej było wejść, a trudniej zbiec. Od kilkunastu kilometrów każdy krok w dól był okupiony bólem. Jednak cicha modlitwa, fakt że na mecie czekają najbliżsi, dawał mi siłę, żeby zmierzać ku mecie!
Wejście na Połoninę Caryńską (1297 m) było mega trudne. Słoneczna pogoda, niemalże 70 km w nogach czuć było w każdym ruchu nóg, rąk, całego ciała.
 
Wówczas zajrzałem w głąb siebie. Powiedziałem sobie, że nie po to tyle kilometrów pokonałem, żeby teraz nie dać rady. Każdy krok był trudny, z bólem...ale zbliżałem , zbliżaliśmy się do mety.
Tak...liśmy.. się do mety. TU chce podziękować Marcinowi. Marcinie dziękuję Ci za towarzystwo, za wsparcie, za to, że razem pokonaliśmy w konsekwencji skurczybyka!!!
Po nieco 14 godzinach, 17 minutach dotarliśmy do mety!!!
Pokonaliśmy Bieg Rzeźnika. Jeden z najtrudniejszych ultramaratonów w Polsce.

Dziś, 29 lipca, z dość długiej perspektywy, chcę podkreślić, że był to wyjątkowy czas. Zrealizowaliśmy swoje marzenie sportowe. Świetna impreza, doskonale przygotowana.
Trening, ciężki trening, przyniósł swój efekt.

21 czerwca 2014 r.
Obudziłem się rano. Żyłem. To było najważniejsze:) Bolało mnie...dobra, co mnie nie bolało:)...szkoda wymieniać. Jednak z godziny na godzinę było lepiej. Generalnie trudność sprawiały zakwaszone uda. Mega zakwaszone. Dzieciom kibicowaliśmy w Biegach Rzeźniczątek, które były urocze.
 

 


 
Później imprezy towarzyszące i wróciliśmy do Komańczy, gdzie powolutku pakowaliśmy się na wyjazd powrotny.


22 czerwca 2014 r.
Pobudka, śniadanie, pakowanie, przygoda z naszym bagażnikiem i do domu. Tak w wielkim skrócie wyglądał ten dzień.

Kilka refleksji

Tu krótko. Warto biegać. Warto mieć pasję i cel. Bieg Rzeźnika, który wydawał się swego czasu czymś w rodzaju lotu w kosmos, stał się rzeczywistością.
Ciężkie treningi, pełne potu, wyrzeczenia i wsparcie najbliższych dało wymarzony efekt!!!
Dziękujemy sponsorom za wsparcie. Ich odnajdziecie na koszulkach.
Dziękuję Rodzinie za to, że jest. To także dzięki Wam udało się spełnić swoje marzenie!!

Pozdrawiam
Zygabiega
p.s ciiiii!! za rok też spróbuję tam pobiec ;)



poniedziałek, 23 czerwca 2014

Bieg Rycerski, Bieg Papiernika i Polska Biega

Cześć....
Długi czas nie było mnie. Jednak życie to nie bajka (choć znam takich, którzy uważają, że życie jest właśnie bajką), i z wielu niezależnych ode mnie przyczyn nie mogłem tu się z Wami spotkać. Ostatnie dwa tygodnie to już czas który bezpośrednio poprzedzał wyjazd na Rzeźnika, i byłem zupełnie na inny temat. Jednak o tym wydarzeniu w osobnym wpisie naturalnie.
Teraz syntetycznie o imprezach które miały miejsce wcześniej.
I tak 17 maja z Rodzinką udaliśmy się do Świecia na I Bieg Rycerski. Bardzo miła, kameralna impreza, która odnoszę wrażenie na stałe wpisze się w kalendarz imprez na których warto być. Malownicza trasa, meta usytuowana na terenie Zamku w Świeciu i organizatorzy których pasją jest bieganie, dało spodziewany efekt. Skoro Bieg Rycerski to postanowiłem dzięki uprzejmości Koleżanki Ewy z Fabryki Historii wystąpić z elementami rycerskimi na sobie. Mam nadzieję, że nie zbłaźniłem się:)
Dodać chciałbym także, że swój debiut w imprezie biegowej zanotował z sukcesem Kuba Paczkowski mój serdeczny kolega. Kuba ...to dopiero początek:)
Kolejny weekend zapowiadał się bardzo biegowo, bo już 24 maja pobiegłem w kolejnej edycji Biegu Papiernika w Kwidzynie. Impreza jak w poprzednim roku z dużym rozmachem i fantastyczną organizacją. Miło spędzona sobota i kolejny medal do kolekcji. Tu po raz kolejny miałem przyjemność spotkać się z Przemkiem Ignaszewski z Virtual Runner Club i Madzią Jodko także "zrzeszoną" Virtualnie. Pozytywnie zakręcone towarzystwo:)))
Napisałem wcześniej, że był to cały weekend biegowy. 25 maja cała Rodzinka pobiegła w ramach ogólnopolskiej akcji Polska Biega. W Rudniku z 5 kilometrową trasą zmierzyli się także Tosia i Roch. Z powodzeniem. Duma!!!!!
31 maja z dziećmi kibicowaliśmy Madzi podczas III Biegu pod Górę w Dąbrówce Królewskiej. Na bardzo wymagającej trasie Madzia spisała się na medal!!! Gratulacje Kochanie!!!
To już wszystkie imprezy z maja, którymi chciałem się z Wami podzielić. Jest jeszcze jedna rzecz. Podczas przygotowań do Rzeźnika zrobiliśmy z Marcinem i ...Mikołajem długi trening, z którego filmik zrobił właśnie Mikołaj. Polecam. Dziękuję Ci Miki. Super sprawa.
http://www.youtube.com/watch?v=4Xc9PXM1fcU

Tak. Teraz już tylko zostanie mi zabrać Was w Bieszczady. Opiszę przygodę...którą zapamiętam na zawsze!!!Piękne!!

Pozdrawiam
Zygabiega




czwartek, 15 maja 2014

II Półmaraton Śladami Bronka Malinowskiego

Cześć!
Od 3 maja upłynęło już wystarczająco dużo czasu, żeby móc napisać o niesamowitym wydarzeniu biegowym, jakim był II Półmaraton Śladami Bronka Malinowskiego w Grudziądzu. Jak zwykle brakuje mi czasu, żeby systematyczniej gościć na Waszych ekranach monitorów, tabletów, czy smartfonów z nowymi wpisami, niż to wygląda.
Cóż życie...
Ale do rzeczy...
Przepraszam na wstępie, że może wydam się komuś mało obiektywny w ocenie tego biegu, biorąc pod uwagę, iż jestem grudziądzaninem i poza tym znam organizatorów. Piszę to, bo będę mówił tylko w superlatywach.
Na szczęście, czytałem już trochę recenzji dotyczących tego biegu i nie spotkałem się w nich z jakąkolwiek krytyką. Więc moja optyka, uważam jest prawidłowa.
2 maja czynne już było Biuro Zawodów, które w tym dniu mieściło się w gmachu Teatru. Sprawnie można było odebrać pakiet startowy, który wyglądał bardzo atrakcyjnie: m. in. koszulka techniczna, żel energetyczny, kubek z logo biegu oraz ciekawe wydawnictwo dotyczące Grudziądza.
Wieczorem miał miejsce i tu UWAGA trudne słowo :) "panel dyskusyjny" na temat patrona biegu - Bronisława Malinowskiego. Kilka ciekawostek a propos naszego Mistrza usłyszeliśmy z "pierwszej ręki" tzn. z ust Jego Trenera Pana Ryszarda Szczepańskiego oraz Pana Łukasza Panfila, autora najbogatszej biografii Mistrza.

Po tym spotkaniu uczestnicy (zresztą każdy zawodnik miał w pakiecie talon) udali się piętro wyżej w gmachu Teatru i zajadali się pysznym makaronem z sosami do wyboru.
W dniu zawodów pakiety zawodnicy odbierali już na Stadionie Olimpii, gdzie był start półmaratonu.
O 11stej, niemalże 600-set biegaczy wyruszyło na trasę. Trasa biegła przez około 5 km po Grudziądzu, dalej przez most, w miejscu gdzie zginął Nasz Bronek, spojrzenie w niebo i mrugnięcie okiem.

Dalej Dolna Grupa, Grupa, aż do Rulewa gdzie przy Pałacu Hanza była upragniona meta.
Od samego początku z Marcinem założyliśmy, że biegniemy na 1:40. Przez całą trasę towarzyszył nam nasz wirtualny znajomy, który w Grudziądzu zmienił status z wirtualnego na poznanego osobiście. Przemek Ignaszewski Grupa Malbork. Było bardzo miło Cię poznać i dzięki za wspólny bieg. Mamy nadzieję, że spotykać będziemy się częściej.

Ta znajomość to efekt bycia członkiem w Virtual Runner Club. Współzałożyciela tej facebookowej społeczności także mieliśmy przyjemność poznać w Grudziądzu. Panrunner, dzięki za to że byłeś. Dzięki za MOC i Motywację :). Sądzę, że w imieniu wszystkich uczestników podziękuję za super film z biegu.
http://www.youtube.com/watch?v=xOIh-YGkynI
W tak przemiłej atmosferze wyniki stały się drugoplanowe, choć udało mi się nabiec życiówkę, która wynosi 1:39:06. Szczęśliwy oddałem się sielankowej atmosferze, która panowała na linii mety w miasteczku biegowym. Na szyi zawisł piękny medal, który zaprojektowała tradycyjnie Magda Jodko, biegaczka Akademii Biegania Grudziądz.


Z kronikarskiego obowiązku muszę dodać, że całe zawody wygrał Boniface Nduva z Kenii w czasie 1:12:17. Z przyjemnością informuję także, że w kat M-16 (czyli gówniarstwo:)) wygrał szanowny Pan Maciej Fabiński (brat Marcina) w czasie 1:36:05. Pomijając żarciki, za które mam nadzieję nie obrażasz się, to szczere Gratulacje Maćku !!!Super wynik.
II półmaraton Śladami Bronka Malinowskiego przeszedł do historii. Świetna impreza. Kameralna, perfekcyjnie przygotowana. Ja już dziś czekam na kolejna edycję.
Następny wpis będzie z ultra...treningu M&M Grudziądz w towarzystwie Szwagra Mikołaja, który udokumentował całość. Ale to za kilka dni. Pozdrawiam,
Zygabiega

niedziela, 27 kwietnia 2014

Kolejny etap przygotowań do Rzeźnika

Spodziewam się już zniecierpliwienia z Waszej strony. Dwa tygodnie i cisza. Nie zawsze jednak są sprzyjające warunki do pisania. Sporo mam ostatnio pracy. I skupiam się także na treningach. To tyle w temacie usprawiedliwienia.

W poniedziałek, po maratonie miałem wolne od pracy. Pojechałem przed południem do grudziądzkich Solanek. Tam dzięki uprzejmości Prezesa Geotermii, Team M&M Grudziądz mamy karnety na wejścia na część basenową i sauny. W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować Panu Marcinowi za wsparcie. Ważne to dla nas. Kilka chwil w saunie i basenach przyniosło ulgę dla nóżek, które dzień wcześniej niosły mnie w Warszawie.
Wtorek, niestety już w pracy. I tu chwila milczenia....Dzień ten jednak spowodował, że musiałem wyjść już na trening. Tak jak napisałem na facebooku, życie bez pasji-biegania byłoby nie do zaakceptowania. Rzeczywistość z perspektywy biegacza jest zupełnie inna. Oczywiście główną siłą jest Rodzina, ale to przecież inny wymiar.
Ponad 10 km we wtorek przyniosło mi ulgę. Byłem też zadowolony z faktu, że już po dwóch dniach po maratonie czułem się fizycznie całkiem nieźle.
Kolejne dni, kolejne treningi. Marcin dochodził do siebie po małej kontuzji i przerwie. Dzielnie przyjmował zastrzyki, które czuł, że niosą spodziewany efekt.
W czwartek, 17 kwietnia, pojechaliśmy z Marcinem do Gdańska, do sklepu Biegosfera, żeby zakupić nowy sprzęt pod kątem Rzeźnika. Tu kilka zdań o tych, dzięki którym mogliśmy tam pojechać. Miejski Ośrodek Rekreacji i Wypoczynku na czele z Izą Piwowarską, Wydział Kultury Sportu i Promocji Urzędu Miejskiego z Małgorzatą Sadowską - Rodziewicz oraz Visscher Caravelle Poland Sp z o.o. Dzięki Państwu możemy realizować naszą pasję. Ktoś może powiedzieć, że to tylko bieganie i jakie tu nakłady finansowe są potrzebne. Jasne, i nie można się z tym kimś nie zgodzić. Jednak, pewne projekty, wymagają oprócz ciężkiego treningu już pewnego doposażenia. Takim projektem jest w naszej ocenie Bieg Rzeźnika. Ten ekstremalny ultramaraton górski wymaga profesjonalnego sprzętu, żeby móc skupić się tylko na walce z bólem podczas pokonywania kolejnych kilometrów.
Fundusze którymi dysponowaliśmy zostały naszym zdaniem dobrze wykorzystane. Marcin zakupił buty Brooksy Cascandia 9, ja Mizuno Wave Harrier. Staliśmy się posiadaczami super kurtek biegowych Asics Fuji i kolanówek kompresyjnych. Zostało jeszcze odrobinę "grosza", może starczy na plecaki.
Byliśmy zachwyceni i wracaliśmy bardzo podekscytowani:))
W weekend oczywiście musieliśmy wypróbować sprzęcik. W towarzystwie Macieja (brat Marcina) i mojego szwagra Mikołaja polansowaliśmy się sarnom w rudnickim lesie. Buty pięknie trzymają się podłoża. Ufamy, że na szlaku w Bieszczadach także się sprawdzą.
Reasumując, wchodzimy w kolejny etap przygotowań do czerwcowej przygody. Mamy już część sprzętu. Pewne plany jeszcze w tej kwestii przed nami.
Ale przede wszystkim biegamy. Ciężko trenujemy. Ale mamy cel!!! Bez tego trudno żyć....

Na końcu jeszcze jedno zdanie o osobach, które wcześnie mnie osobiście wspierały w mojej pasji. Pamiętam o Was, i biegam w tej mojej ulubionej koszulce. Chciałbym podziękować także Pani Marlenie Masłowskiej z firmy Podmar. Dzięki Marlenko za wsparcie nie tylko finansowe.

Za tydzień spotykamy się na starcie II półmaratonu Śladami Bronka Malinowskiego. 3 maja w Grudziądzu pobiegniemy dla naszego Bronka. Pomyślcie o Nim przebiegając przez most...ja tam zawsze patrzę w niebo..

Zygabiega



wtorek, 15 kwietnia 2014

Orlen Warsaw Marathon 2014

Właśnie wróciłem z treningu. Pierwszego po Orlenowskim Maratonie!
Poukładałem myśli , więc do dzieła.
Dodam tylko z dziennikarskiej powinności, że jesteśmy już na bieżąco z opowiadaniem o mojej przygodzie z bieganiem.Więc zapraszam na relację z ostatniego weekendu.

13 kwietnia 2014 roku. Orlen Warsaw Marathon - Narodowe Święto Biegania.
12 kwietnia około 8.30 wyjechaliśmy z Grudziądza. Oczywiście cała rodzinka miała "chrapkę" na wycieczkę do Warszawy. Po jednej półgodzinnej przerwie po drodze około południa dojechaliśmy pod Hotelu Novotel, gdzie "stacjonowaliśmy".
Dzieci z Madzią, prawie natychmiast, zgodnie z planem wyruszyły na wycieczkę do ZOO, ja natomiast czekając na nasz pokój hotelowy udałem się na Myśliwiecką 3/5/7, czyli do naszej ukochanej Trójki. Niestety sklepik był już zamknięty, ale korzystając z uprzejmości Pana z Ochrony dokonałem zakupu Trójkowego parasola. Najważniejsze jednak było poczuć magię tego miejsca, które każdego dnia nas budzi do pracy. Tymi korytarzami przechadzają się wielcy mikrofonu, niech wolno wymienić mi tu będzie Wojtka Manna, Marka Niedźwieckiego, Artura Andrusa, Piotra Kaczkowskiego i wielu, wielu innych. Ciary na plecach miałem. Fajnie tam było być!

Wróciłem do hotelu, gdzie mogłem już zataszczyć nasze wszystkie bagaże do pokoju. Rodzinka nadal w ZOO. Około 15.30 dojechały Fabiniaki, i po ogarnięciu Ich pokoju udaliśmy się po odbiór pakietów startowych. Na błoniach przy Stadionie Narodowym rozlokowane było Biuro Zawodów i miasteczko biegacza. Oj, potężnie wszystko wyglądało. Na stoiskach firmowych można byłoby wydać fortunę, więc szybciutko opuściłem to miejsce:) Najważniejsze, że pakiet odebrany, a ten wyglądał bardzo zacnie: plecak Asicsa, koszulka techniczna, Powerrade, gadżety Orlenu, no i naturalnie imienny numer startowy.
Wróciłem do hotelu, do Madzi i dzieci, które były tak podekscytowane ZOO, że już wiedziałem, iż warto było przyjechać :) Dzień powolutku się kończył, a ja myślami byłem już powoli na trasie biegu.

Wieczorkiem jeszcze prysznic, relacja Rocha i Tosi o wszystkich napotkanych zwierzątkach w warszawskim zoo. Przygotowałem sobie "magiczne krzesełko" i ziuziu!:)
Pobudka o 6.30. Taka była planowana, jednak średnio spałem już od jakieś 5. Pogoda za oknem zapowiadała świetne warunki do biegania. Przed 7 nie spała już cała ekipa. Ja zszedłem na śniadanie z Marcinem i Maćkiem. Jak wróciłem w pokoju był już spory ruch:). Dzieci zadały mi pytanie czy wygram? Hmm...skierowałem ich ciekawość na piękne widoki za oknem:), choć tak naprawdę, to mogłem powiedzieć, że wygrywam za każdym razem stając na starcie maratonu i pokonując swoje słabości. No ale patetyczny ton może nie był na miejscu:)
Około 8 Maciej, Marcin i ja pojechaliśmy na linię startu. Dodam tylko, bez większych tłumaczeń, że Marcin tym razem "robił" za fotoreportera. Taka była potrzeba, żeby w czerwcu zrealizować główny cel 2014 roku. Ja i Maciej (brat Marcina) byliśmy już mocno naładowani adrenaliną. Wielkość, rozmach całej imprezy zrobił na nas ogromne wrażenie. Wszystko dopięte na tzw " ostatni guzik" Wszystko świetnie oznaczone, opisane, wyjaśnione. Nic, tylko biegać.

Przed startem udało mi się zrobić zdjęcie z Pawłem Fajdkiem Mistrzem Świata w rzucie młotem z Moskwy z 2013 roku. Jak uścisnął mi dłoń, wiedziałem dlaczego wygrał tamte mistrzostwa :)

9.30 zbliżała się bardzo szybko. Udaliśmy się do sektorów czasowych na które zapisaliśmy się wcześniej. Niestety jednak były to dla nas (ja i Maciej) inne sektory. Umówiliśmy się z Maćkiem, że poszukamy się podczas biegu. Karkołomny pomysł biorąc pod uwagę ogrom biegaczy. Jednak na jakimś 11 kilometrze spotkaliśmy się i tak razem pokonywaliśmy trasę.


Cały bieg był suchy, tzn. nie padało. Było dość ciepło, chwilami powiedziałbym nawet duszno. Trasa szybka, z dwoma lekkimi podbiegami. Jednak w porównaniu z Maratonem Warszawskim z września, uważam, że była mniej atrakcyjna. Były fragmenty strasznie nudne. Na całe szczęście było sporo kibiców i kilkadziesiąt zespołów muzycznych, z czego 20 występowało pod egidą radiowej Trójki. Dodawało to mnóstwo energii :)
Po 30 kilometrze czułem, że powinienem złamać 3:50, co było moim celem. Biegliśmy z Maćkiem równym tempem, który pozwalał pokusić się o jeszcze lepszy wynik.
Marcin "dopadł" nas z aparatem na jakimś 35 i 40 km.
Sama końcówka była już trudna. No ale jaka ma być na finiszu maratonu, królewskiego dystansu, do którego zawsze będę podchodził z szacunkiem i pokorą. Co nie znaczy, że bez planów sportowych. O nie, takie trzeba mieć zawsze!:)
Sam finisz, to tyle ile "fabryka" dała. Udało się! Czas netto, oficjalny, pobrany dzisiaj ze strony zawodów, to 3:46:00. Miejsce 2022 na 5811 sklasyfikowanych biegaczy. Cieszę się bardzo. Jest to efekt zimowych ciężkich treningów, bez względu na pogodę.
Rodzina i Przyjaciele na mecie były lekiem przeciwbólowym na "drewniane" nogi. Byłem szczęśliwy.
Maciej uzyskał podobny czas. Świetny debiut!!Gratulacje Maciej i dzięki za wspólny bieg.

Chciałbym bardzo podziękować Madzi, Rochowi i Tosi, którzy byli ze mną w Warszawie i są ze mną każdego dnia i wspierają mnie w mojej pasji. Dziękuję Fabiniakom, Broni, Marcinowi i Frankowi za doping. Dziękuję wszystkim tym, którzy w niedzielę pomyśleli o mnie i w duszy wspierali mnie. Czułem to, a później miałem okazję przeczytać wiele miłych komentarzy, wiadomości. To motywuje i dodaje siły!!!!!!!

Dziś podczas lekkiego wybiegania po maratonie, zdałem sobie sprawę raz jeszcze, ile dla mnie znaczy bieganie. Co mi daje, i jak bardzo pomaga. W Warszawie też miałem takie momenty refleksyjne. Bieganie staje się dla mnie sposobem na rzeczywistość, która bywa chwilami nie do zaakceptowania.

Pozdrawiam Was biegowo i do usłyszenia.
Zygabiega