wtorek, 15 kwietnia 2014

Orlen Warsaw Marathon 2014

Właśnie wróciłem z treningu. Pierwszego po Orlenowskim Maratonie!
Poukładałem myśli , więc do dzieła.
Dodam tylko z dziennikarskiej powinności, że jesteśmy już na bieżąco z opowiadaniem o mojej przygodzie z bieganiem.Więc zapraszam na relację z ostatniego weekendu.

13 kwietnia 2014 roku. Orlen Warsaw Marathon - Narodowe Święto Biegania.
12 kwietnia około 8.30 wyjechaliśmy z Grudziądza. Oczywiście cała rodzinka miała "chrapkę" na wycieczkę do Warszawy. Po jednej półgodzinnej przerwie po drodze około południa dojechaliśmy pod Hotelu Novotel, gdzie "stacjonowaliśmy".
Dzieci z Madzią, prawie natychmiast, zgodnie z planem wyruszyły na wycieczkę do ZOO, ja natomiast czekając na nasz pokój hotelowy udałem się na Myśliwiecką 3/5/7, czyli do naszej ukochanej Trójki. Niestety sklepik był już zamknięty, ale korzystając z uprzejmości Pana z Ochrony dokonałem zakupu Trójkowego parasola. Najważniejsze jednak było poczuć magię tego miejsca, które każdego dnia nas budzi do pracy. Tymi korytarzami przechadzają się wielcy mikrofonu, niech wolno wymienić mi tu będzie Wojtka Manna, Marka Niedźwieckiego, Artura Andrusa, Piotra Kaczkowskiego i wielu, wielu innych. Ciary na plecach miałem. Fajnie tam było być!

Wróciłem do hotelu, gdzie mogłem już zataszczyć nasze wszystkie bagaże do pokoju. Rodzinka nadal w ZOO. Około 15.30 dojechały Fabiniaki, i po ogarnięciu Ich pokoju udaliśmy się po odbiór pakietów startowych. Na błoniach przy Stadionie Narodowym rozlokowane było Biuro Zawodów i miasteczko biegacza. Oj, potężnie wszystko wyglądało. Na stoiskach firmowych można byłoby wydać fortunę, więc szybciutko opuściłem to miejsce:) Najważniejsze, że pakiet odebrany, a ten wyglądał bardzo zacnie: plecak Asicsa, koszulka techniczna, Powerrade, gadżety Orlenu, no i naturalnie imienny numer startowy.
Wróciłem do hotelu, do Madzi i dzieci, które były tak podekscytowane ZOO, że już wiedziałem, iż warto było przyjechać :) Dzień powolutku się kończył, a ja myślami byłem już powoli na trasie biegu.

Wieczorkiem jeszcze prysznic, relacja Rocha i Tosi o wszystkich napotkanych zwierzątkach w warszawskim zoo. Przygotowałem sobie "magiczne krzesełko" i ziuziu!:)
Pobudka o 6.30. Taka była planowana, jednak średnio spałem już od jakieś 5. Pogoda za oknem zapowiadała świetne warunki do biegania. Przed 7 nie spała już cała ekipa. Ja zszedłem na śniadanie z Marcinem i Maćkiem. Jak wróciłem w pokoju był już spory ruch:). Dzieci zadały mi pytanie czy wygram? Hmm...skierowałem ich ciekawość na piękne widoki za oknem:), choć tak naprawdę, to mogłem powiedzieć, że wygrywam za każdym razem stając na starcie maratonu i pokonując swoje słabości. No ale patetyczny ton może nie był na miejscu:)
Około 8 Maciej, Marcin i ja pojechaliśmy na linię startu. Dodam tylko, bez większych tłumaczeń, że Marcin tym razem "robił" za fotoreportera. Taka była potrzeba, żeby w czerwcu zrealizować główny cel 2014 roku. Ja i Maciej (brat Marcina) byliśmy już mocno naładowani adrenaliną. Wielkość, rozmach całej imprezy zrobił na nas ogromne wrażenie. Wszystko dopięte na tzw " ostatni guzik" Wszystko świetnie oznaczone, opisane, wyjaśnione. Nic, tylko biegać.

Przed startem udało mi się zrobić zdjęcie z Pawłem Fajdkiem Mistrzem Świata w rzucie młotem z Moskwy z 2013 roku. Jak uścisnął mi dłoń, wiedziałem dlaczego wygrał tamte mistrzostwa :)

9.30 zbliżała się bardzo szybko. Udaliśmy się do sektorów czasowych na które zapisaliśmy się wcześniej. Niestety jednak były to dla nas (ja i Maciej) inne sektory. Umówiliśmy się z Maćkiem, że poszukamy się podczas biegu. Karkołomny pomysł biorąc pod uwagę ogrom biegaczy. Jednak na jakimś 11 kilometrze spotkaliśmy się i tak razem pokonywaliśmy trasę.


Cały bieg był suchy, tzn. nie padało. Było dość ciepło, chwilami powiedziałbym nawet duszno. Trasa szybka, z dwoma lekkimi podbiegami. Jednak w porównaniu z Maratonem Warszawskim z września, uważam, że była mniej atrakcyjna. Były fragmenty strasznie nudne. Na całe szczęście było sporo kibiców i kilkadziesiąt zespołów muzycznych, z czego 20 występowało pod egidą radiowej Trójki. Dodawało to mnóstwo energii :)
Po 30 kilometrze czułem, że powinienem złamać 3:50, co było moim celem. Biegliśmy z Maćkiem równym tempem, który pozwalał pokusić się o jeszcze lepszy wynik.
Marcin "dopadł" nas z aparatem na jakimś 35 i 40 km.
Sama końcówka była już trudna. No ale jaka ma być na finiszu maratonu, królewskiego dystansu, do którego zawsze będę podchodził z szacunkiem i pokorą. Co nie znaczy, że bez planów sportowych. O nie, takie trzeba mieć zawsze!:)
Sam finisz, to tyle ile "fabryka" dała. Udało się! Czas netto, oficjalny, pobrany dzisiaj ze strony zawodów, to 3:46:00. Miejsce 2022 na 5811 sklasyfikowanych biegaczy. Cieszę się bardzo. Jest to efekt zimowych ciężkich treningów, bez względu na pogodę.
Rodzina i Przyjaciele na mecie były lekiem przeciwbólowym na "drewniane" nogi. Byłem szczęśliwy.
Maciej uzyskał podobny czas. Świetny debiut!!Gratulacje Maciej i dzięki za wspólny bieg.

Chciałbym bardzo podziękować Madzi, Rochowi i Tosi, którzy byli ze mną w Warszawie i są ze mną każdego dnia i wspierają mnie w mojej pasji. Dziękuję Fabiniakom, Broni, Marcinowi i Frankowi za doping. Dziękuję wszystkim tym, którzy w niedzielę pomyśleli o mnie i w duszy wspierali mnie. Czułem to, a później miałem okazję przeczytać wiele miłych komentarzy, wiadomości. To motywuje i dodaje siły!!!!!!!

Dziś podczas lekkiego wybiegania po maratonie, zdałem sobie sprawę raz jeszcze, ile dla mnie znaczy bieganie. Co mi daje, i jak bardzo pomaga. W Warszawie też miałem takie momenty refleksyjne. Bieganie staje się dla mnie sposobem na rzeczywistość, która bywa chwilami nie do zaakceptowania.

Pozdrawiam Was biegowo i do usłyszenia.
Zygabiega



1 komentarz: