4 miesiące przerwy od pisania bloga to wystarczający czas aby zatęsknić za tym co się w gruncie rzeczy lubi. Pewną namiastką są moje posty z życia biegowego na facebooku , ale jednak te szersze relacje na Zygabiega.blogspot.com też mnie kręcą, a i osób które polubiły profil ZygaBiega nie mogę w końcu tak zwodzić:)
Przyczyn niebytu przez tak długi relatywnie czas na blogu było pewnie kilka. Niemniej jednak wróciłem i jeśli dzieci nie będą "wykańczały" internetu domowego do połowy każdego miesiąca, to postaram się od teraz regularnie pisać, a jesienne co raz dłuższe wieczory sprzyjają refleksji i przelaniu kilku myśli na wirtualny papier...
W kilku dosłownie zdaniach co się działo przez ten czas. Była życiówka w kultowym już dla mnie Półmaratonie Śladami Bronka Malinowskiego. Tegoroczna edycja była także dla mnie wyjątkowa bo po raz pierwszy biegłem z nr 1 na koszulce. To zobowiązywało i udało się zrobić dobry wynik pomimo zaczynającej się już wówczas kontuzji (a o niej za chwilę nieco szerzej).
Z Przemysławem Babiarzem, prowadzącym całą imprezę |
Reasumując temat kontuzji, to ufam, że już teraz dzięki pomocy Piotra Lutowskiego wychodzę na tzw "prostą". W tym miejscu chciałbym podziękować także za pomoc Jarkowi Niedźwieckiemu i Piotrowi Szewczukowi.
Oczywiście, jak na świra biegowego przystało biegałem z urazem cały czas, choć muszę przyznać że kilometraż był trochę mniejszy. No i nie było przede wszystkim zakazu od lekarzy - NIE BIEGAJ, bo wówczas rozsądek wziąłby górę.
Kolejne miesiące przyniosły kolejne starty, i tak udało się wziąć udział w Biegu z okazji 25 lecia Telewizji Kablowej w Grudziądzu, Biegu Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Lipinkach, naturalnie Biegu Trzech Plaż w Grudziądzu, Ultramaratonie Chudym Wawrzyńcu w Rajczy, Biegu GKM Łączy Pokolenia oraz III Gniewskim Biegu na 10 km. Każda z tych imprez przyniosła mi sporo satysfakcji, wspomnienia ale i kolejne doświadczenia, które sporo mnie nauczyły.
Mam tu przede wszystkim na myśli wyjazd z Krzysiem Zielińskim i Markiem Bogutą na ultramaraton w Beskidzie Żywieckim Chudy Wawrzyniec. Jechałem tam zapisany na dystans 80+. Oczywiście, tak jak już wcześniej wspomniałem jechałem tam z tym nieszczęsnym urazem. Jednak pełen nadziei, że w tak doborowym towarzystwie poradzę sobie z bólem, trasą itd. Nie pierwszy raz w końcu mierzyłem się z czymś takim. Organizatorzy pozwalają na trasie dopiero ostatecznie zdecydować jaki dystans pokonujesz, czy 80 + czy też 50+. No i pierwsze 40 km w deszczu, mgle, mżawce, znowu deszczu połączone z bólem pięty były dla mnie chyba najtrudniejszymi kilometrami w "karierze". A to przez walkę z podpowiadającym zdrowym rozsądkiem, żeby pobiec krótszy dystans. Chłopcy byli zaprogramowani na walkę na dłuższym, a ja....a ja zdecydowałem, że 54 km to będzie wystarczający dystans tego dnia. Nie była to łatwa decyzja, jednak z perspektywy czasu uważam że słuszna. Mogę nadal cieszyć się bieganiem, mogę planować kolejne starty, a w Beskidy można przecież wrócić, prawda?;)
Na mecie Chudego... |
Oczywiście wielkie gratulacje dla Krzysia i Marka. Chłopaki byli na mecie bardzo zmęczeni, ale chyba jeszcze bardziej wzruszeni. To był zaszczyt tam z Wami być!!! W tajemnicy Wam powiem, że mamy gdzieś tam wspólne plany na kolejne starty:)
No dobra...kończę na dziś. Może ktoś zapytać, dlaczego właśnie dziś postanowiłem napisać ponownie...Otóż...Nie wiem:) Miałem wolny dzień, trochę dłużej pobiegałem i pomyślałem sobie, że będzie miło jak znowu zawitam u Was...
Więc biegniemy dalej razem...
Bardzo Was pozdrawiam i do zobaczenia:)
p.s w październiku mam zaplanowany start w Maratonie w Poznaniu....O tym dlaczego tam kolejny raz zmierzę się z Królewskim Dystansem 42 km 195 m napiszę wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz