niedziela, 27 września 2015

Smak zwycięstwa....

Ha!!! I tu nie chodzi wcale o podium. To zarezerwowane jest dla zawodowców. Ale czy to oznacza że My Amatorzy nie możemy poczuć smaku zwycięstwa???Nic bardziej mylnego. Możemy!!! I to bez znaczenia czy biegasz w tempie 3 min/km czy 6 min/km.
Wczoraj w Grudziądzu odbyły się XXXIV Międzynarodowe Biegi im. Bronisława Malinowskiego. Bieg główny na dystansie 10 km zgromadził prawie 700 uczestników. Jestem przekonany, że każdy z finiszujących czuł SWÓJ SMAK ZWYCIĘSTWA. Ja także!!!Zapraszam na relację.
fot. Anna Kempa

Od samego rana czułem w sobie motywacje do szybkiego biegu. Śniadanko, filiżanka kawy, toaleta i ruszyliśmy wszyscy na Stadion Centralny w Grudziądzu. Stadion na którym trenował Nasz Wielki Bronek. Podczas imprezy im. Bronisława Malinowskiego mają miejsce także biegi dzieci i młodzieży. Naturalnie, w swoich kategoriach wiekowych startowali Tosia i Roch. Organizacja całości lepsza aniżeli w poprzednim roku.
Poprzedni rok przyniósł mi życiówkę 42:41. W tym roku trenowałem głównie pod kątem maratonów i Biegu Rzeźnika. Raczej były to dłuższe wybiegania w wolniejszym tempie i tak do końca nie wiedziałem czy stać mnie na 10 km w tempie poniżej 4 min 20 sek/km. Miałem jednak w głowie wynik z Biegu Trzech Plaż gdzie na dystansie 7 km wyszła mi średnia 4.07 na km. To dawało mi nadzieję, że stać mnie na wynik w okolicach rekordu życiowego.
Madzia zaopiekowała się dziećmi i ich biegami, a ja mogłem się skupić na samym biegu. Dzięki Kochanie. 
Przed samym startem rozgrzewka, rozciąganie. Pogoda idealna. Słonecznie, temperatura około 10-12 stopni. Stałem w tłumie biegaczy i czekałem na godzinę 10.00. 
fot. Beata Chojnowska


Wystartowaliśmy. Od samego początku wiedziałem, że muszę narzucić szybkie tempo, żeby zrealizować swój plan. Pierwszy kilometr pomimo ścisku na starcie pobiegłem  w czasie 4:14. Zdawałem sobie sprawę, że będę wiedział już po pierwszych 3-4 kilometrach na co mnie stać. I jak się okazało było całkiem dobrze. Kolejne kilometry 4:02, 4:09, 4:09 bardzo mnie zmotywowały ale i umęczyły. Przyszedł pierwszy kryzys, który odbił się na czasie. 5 i 6 kilometr były wolniejsze, 4:14 i 4:21. Teraz najważniejsze było, żeby tempo jeszcze bardziej nie spadło. Dla mnie bieg w takim tempie, to bieg zdecydowanie poza strefą komfortu:). I tu kluczową rolę odgrywa Głowa!!! W takich momentach musisz znaleźć w sobie motywacje, aby dalej biec choć boli.
Wczoraj "kopa" dała mi myśl jak muszą walczyć ze sobą uczestnicy legendarnego Spartathlonu - 246 kilometrowego biegu z Aten do Sparty, którzy właśnie wczoraj kończyli swój bieg. Śledziłem na bieżąco start w tej imprezie Andrzeja Radzikowskiego, który w ubiegłym roku stanął na 3 stopniu podium z czasem 25 godzin 49 minut. W tym roku jednak problemy żołądkowe które spotkały Go na trasie spowodowały, iż wynik nie był tak dobry jak rok temu. Jednak 18 pozycja i czas 28 godzin 44 minuty muszą budzić podziw i szacunek. Więc skoro On mógł biec z problemami to dlaczego ja nie mogę się zmusić do jeszcze większego wysiłku. I co? 7 kilometr w czasie 4:12. Wróciłem do dobrego tempa i swojego rytmu. Kolejna myśl jaka przyszła mi do głowy, to ta, że skoro przyspieszyłem, to znaczy że na mecie być może znowu poczuję SMAK ZWYCIĘSTWA NAD SWOIMI SŁABOŚCIAMI. Uwielbiam ten stan i chciałem znowu to poczuć.8 i 9 kilometr prawie w takim samym czasie 4:16 i 4:15.
fot. Grzegorz Kaniewski

Starałem się do końca być skupionym na tempie. Byłem przekonany że końcówka będzie łatwiejsza, bo doping kibiców niesamowicie niesie. Ostatni kilometr w 4:05. 
fot. Anna Kempa

I jest!!!!!Życiówka 41:57. Zwycięstwo!!!!Moje!!!!Co za radość. I jeszcze podczas biegu w moim Grudziądzu. Super. Dziękuje wszystkim za doping na trasie, na stadionie. Dzięki za miłe słowa. To motywuje do dalszego treningu i pisania o tym. Bieganie lubi cierpliwość. Wierzę, że jeszcze przede mną wiele zwycięstw.
Wiem, że wczoraj wielu moich biegowych znajomych pobiło swoje rekordy życiowe, kilku pobiegło po raz pierwszy na takim dystansie, a jeszcze inny pobiegli kolejny raz podtrzymując systematykę w bieganiu, w aktywności. WSZYSTKIM SERDECZNIE GRATULUJĘ!!!
I każdy wygrał, KAŻDY!!!Tak na prawdę, wszystko można przekuć na swoje zwycięstwo. Zależy to tylko od naszej głowy i optyki!!!
z Łukaszem, kuzynem dzieci..też biegł
NAGRODA:)
Po takim weekendzie, kolejny tydzień nie straszny. Będzie znowu napięty, ale musi się coś dziać. Byle zdrowie dopisywało.
Zdrówka i serdeczności dla Was!!!
Pozdrawiam
Zygabiega

4 komentarze:

  1. hehe szalejesz:) zazdroszczę startu w tylu imprezach. nastepna 10 będzie jeszcze szybsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również poczułam wczoraj ten "smak zwycięstwa nad swoimi słabościami", ukoronowany cudowną życiówką.
    Jeszcze raz gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również poczułam wczoraj ten "smak zwycięstwa nad swoimi słabościami", ukoronowany cudowną życiówką.
    Jeszcze raz gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorzucam własną życiówkę :) Dla innych żaden to wynik lecz dla mnie wielka radość. Cieszymy się razem, gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń