sobota, 17 października 2015

III ultraMaraton Bieszczadzki

Dziś zabieram Was w Bieszczady!!! Na III ultraMaraton Bieszczadzki. To miejsce na stałe zagościło w moim serce. Po pokonaniu dwukrotnie Biegu Rzeźnika, chciałbym wracać do Cisnej każdego roku. Miałem to szczęście, że dzięki Kasi, Grażynie, Jackowi i Jędrzejowi i mojej Rodzince mogłem w październiku, po raz drugi w tym roku wrócić w Bieszczady i  pokonać 52 km z jesiennym bieszczadzkim krajobrazem w tle..
Zapraszam Was na podróż w to niezwykłe miejsce, które, odnoszę wrażenie, o każdej porze roku jest miejscem do którego warto wracać.

Napisałem, że mogłem pobiec dzięki Rodzince, bo niestety musieli zostać w domu. To nie zdarza się często, że jadę na zawody sam. Ale tym razem, w aucie Grażyny, wraz z Jędrzejem, Jackiem i Kasią było jedno miejsce i ja mogłem z tego skorzystać. Była "zgoda" najbliższych i chęci ze strony wyjeżdżających, więc w drogę. Dziękuję!!!
Towarzystwo przednie, więc łatwiej było mi przetrwać rozbrat z Madzią, Rochem i Tosią, ale i Oni z odległości niemalże 700 km dzielnie mnie wspierali.

Wyjechaliśmy 9 października około 12 w południe. Po prawie 11 godzinach, czyli około 23 byliśmy w Cisnej. Po takiej długiej podróży to tylko sen. Następnego dnia przywitało nas słoneczko i przepiękne kolorowe krajobrazy wokół. Przyjeżdżając w nocy nie mieliśmy sposobności podziwiać Bieszczad jesienią. Ale poranek ze słoneczkiem w cudowny sposób powitał nas w tym szczególnym miejscu.

Sobota zaplanowana była zupełnie na spokojnie. Rano śniadanko, wycieczka w góry i odbiór pakietów startowych. Wycieczka na Połoninę Wetlińską, w rejon Chatki Puchatka przyniosła nam wiele przyjemności. Powiem tak, słowami trudno opisać te widoki. Zobaczcie sami,





Dlatego warto tam wracać. Człowiek idzie w góry i zapomina o codzienności, która nierzadko nie jest łatwa. Tam czas biegnie wolniej, inaczej. Masz czas! Masz czas dla siebie, na przeanalizowanie ważnych spraw.
Wróciliśmy do Cisnej, żeby odebrać pakiety startowe. Ekipą, Grażyna, Kasia, Jacek, Jędrzej udaliśmy się do Siekierazady, kultowej knajpy w Cisnej, żeby wypić po małym piwku.



Czadowe miejsce. Bardzo klimatyczne. No ale czas było wracać na miejscówki, żeby przygotować się do biegu, wypocząć, bo następnego dnia o 7.00 zaplanowany był start.
Niestety, muszę to teraz napisać. Wieczorem 10 października, po godzinie 21 stały się służbowo takie rzeczy, które spowodowały, że wyjazd ten stracił na swojej atrakcyjności. Musiałem po biegu, w niedzielę, szybko wracać do Grudziądza. Na szczęście, pisząc ten tekst kilka kilka dni po tamtych wydarzeniach, "zguba" się znalazła i wracamy powoli służbowo na dobrą drogę...Mogliście wszyscy, niestety, śledzić w mediach te niedobre informacje o ucieczce z Grudziądza. Było minęło..będzie dobrze. To nie miejsce na takie tematy.
Przyszła niedziela. Starałem się skupić już tylko na biegu. Kasia, Grażyna i Jędrzej startowali w ćwiartce ultra o godzinie 7.15. Ja z Jackiem mieliśmy przed sobą 52 km. Wystartowaliśmy o 7 rano.


Trasa III ultraMaratonu Bieszczadzkiego biegła z Cisnej fragmentem Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej w stronę Ustrzyk Górnych, koło bazy ZHP do stokówki biegnącej gdzieś zza Przysłupa w stronę Majdanu. Dalej w górę w stronę Roztok Górnych i w kierunku na Balnicę. Przed samą Balnicą zbiegliśmy z pasma granicznego w stronę Solinki. Dalej obok Hyrlatej, na którą około 29 km wbiegliśmy niemalże w pionie. Berdo (1041 m), Hyrlata (1103 m), Rosocha (1084 m). Zbiegliśmy ostro do Roztok Górnych około 40 kilometra. Z Roztok pobiegliśmy około 1 kilometra asfaltem na przełęcz nad Roztokami i znowu skierowaliśmy się na górski szlak, tym razem wspinając się na Okrąglik (1101 m). Tam skręciliśmy w stronę Cisnej, mijając sinusoidalnie Jasło (1153 m), Szczawnik ( 1098 m), Małe Jasło ( 1097 m).
Super trasa. Trochę przewyższeń. Piękne widoki. Choć wiało i nie było za ciepło, to z Jackiem mieliśmy wielką przyjemność w pokonywaniu kolejnych kilometrów. Na różnych etapach biegu wzajemnie wspieraliśmy się, za co Jackowi bardzo dziękuję.
Meta. Jak zwykle radość i satysfakcja z pokonania trasy. Szybko musiałem wrócić do swojego pokoju. Wziąłem prysznic, spakowałem rzeczy i wróciłem na stadion Orlika w Cisnej. W szybkim opuszczeniu Cisnej pomógł mi Dyrektor Biegu Mirek Bieniecki, który skontaktował mnie z kilkoma osobami.  "Zabrałem się" z przesympatycznymi gośćmi z firmy B4SPORT z Bydgoszczy, którzy zajmowali się pomiarem czasu podczas tej imprezy. Dzięki Panowie za bezinteresowną pomoc. Dziękuję Tobie Mirku za pomoc.




Mimo kłopotów tu na miejscu, w Grudziądzu, fajny wyjazd. Już planuję powrót do Cisnej, tym razem z Madzią, Rochem i Tosią. Dziękuję Grażynie, Kasi, Jackowi i Jędrzejowi za towarzystwo. Dziękuję także współtowarzyszom wycieczki na Połoninę Wetlińską. Było na prawdę super. Gratuluję wszystkim którzy ukończyli swoje biegi.
Spora grupa grudziądzan z powodzeniem i sukcesami ukończyła tę wspaniała imprezę. Grudziądz bieganiem stoi:)))


Ok, no to kończę. Jutro niedziela. Powoli wracam do systematycznych treningów po kilku dniach odpoczynku. Dziś było stadionowe deszczowe kilometry...Rewelacyjnie się czuję po takim treningu.

Dobrej niedzieli i całego przyszłego tygodnia dla Was!!!

Pozdrawiam

Zygabiega

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz