Niesiony moimi sukcesikami w postaci ukończonego półmaratonu w Pile i 10 km w przyzwoitym czasie w Grudziądzu przystąpiłem jeszcze bardziej zmotywowany do kolejnych treningów. Następne miesiące, kilometraż zwiększałem i wszystko wyglądało nieźle. Będąc już mocno zakorzeniony w środowisku biegowym, zasłyszałem o fajnej imprezie w Toruniu. Setki zakręconych ludzi w czapkach św. Mikołajów i czerwonych koszulkach pokonuje półmaraton w piernikowym mieście. Z Marcinem F postanowiliśmy, że kolejny start będzie właśnie podczas tej imprezy. Późna jesień 2011 roku była bardzo ciepła. Spokojnie można było rzetelnie trenować. Przyszedł 4 grudnia. Wyjechaliśmy rano z Marcinem i Danielem (moim kolegą z pracy) do Torunia. Pogoda sprzyjała. Pakiety startowe mieliśmy odebrane dzień wcześniej. Udaliśmy się linie startu, która zlokalizowana była w centrum Torunia, tuż obok pomnika Kopernika. Jak się okazało, szaliki mikołajowe z pakietów startowych zostawiliśmy gdzieś na trasie po kilku kilometrach, z uwagi ….no kurde ciepło było :). Trasa przez pierwsze 5 km biegła asfaltem, a później to dukty leśne. Mnóstwo św. Mikołajów, i św. Mikołajki...mniej może święte, poprzez stroje :). Biegło się bardzo sympatycznie . Przednia impreza, na której bywam już każdego roku.
Trochę statystyk: 1744 sklasyfikowanych uczestników, miejsce 635, czas 1:48:15 netto...także ówczesna życiówka. Zadowolony wróciłem do Grudziądza.
Jak się okazało za po kolejnych dwóch miesiącach "zapłaciłem" za brak fachowej wiedzy biegowej. Zwiększałem nierozsądnie obciążenia i nastąpiło nieuchronne..pierwsza kontuzja- przewlekłe zapalnie kaletki lewego kolana.
O objawach, leczeniu urazu i powrocie do treningów w kolejnym wpisie.
Trzymajcie się, pozdrawiam słuchając mojej kochanej Trójeczki:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz