piątek, 21 lutego 2014

Biegowy koniec 2012 roku...

Wracając do historycznych opowieści zakończmy 2012 rok.
Tak, to prawda, byłem już wówczas spełniony po maratonie w Poznaniu. Jeszcze długi czas żyłem tym biegiem. Zresztą, sentyment do pierwszego maratonu będę miał zawsze.
Kolejną imprezą, która stała się moim udziałem...i tu stop!Wróć! Która stała się naszym udziałem, bo biegłem proszę Państwa z Szanowną Małżonką Madzią, był XVI Bieg Niepodległości w Łubiance. 11 kilometrowy, urozmaicony dystans pokonaliśmy w dobrym stylu i nieco podniosłej atmosferze święta. 11.11.2012 roku malownicza trasa biegu stała się dla nas jednocześnie miejscem uczczenia tego jakże ważnego dnia. Nadmienić w tym miejscu pragnę, iż Madzia już jakiś czas systematycznie biegała, i nie była to nasza ostatnia wspólna impreza. Madzia biega po dziś dzień..Fajnie.


Kolejne tygodnie do końca 2012 roku zleciały na systematycznych treningach, oczywiście nie zważając na dni gorszej pogody, bo dla biegacza nie ma złej pogody, jest tylko nie odpowiedni ubiór :). Tak, moi Drodzy, biegać można w każdą pogodę.
Oczywiście w grudniu udałem się z Rodzinką na półmaraton Św. Mikołajów. To zdecydowanie jedna z najbardziej zwariowanych pozytywnie imprez biegowych, w których systematycznie uczestniczę. Tysiące biegaczy, którzy, w zdecydowanej większości traktują ten bieg jak swoisty performance. Oprócz atrybutów św. mikołaja otrzymanych w pakiecie startowym, jest wiele osób, które dodatkowo się przebierają, chociażby jest charakterystyczny biegacz-renifer. Przednia zabawa, super atmosfera.


Wydawałoby się, że w 2012 roku to już pozostaną tylko treningi. A tu proszę bardzo na kilkanaście godzin przed Nowym Rokiem, udało mi się z kolegą z pracy Danielem udać się do pod bydgoskiej Brzozy na VI Bieg Sylwestrowy. Pożegnalne z 2012 rokiem 10 kilometrów w sylwestrowym nastroju i tempie w Brzozie, okazały się bardzo dobrym pomysłem.
Tak Drodzy Czytelnicy przebrnęliśmy wspólnie przez cały Rok biegania. Spełniło się moje marzenie. Zostałem maratończykiem. Nabrałem także większej pokory do biegania poprzez doświadczenie z kontuzją. Co raz uważniej słuchałem mojego ciała i dostosowywałem do tego ilość pokonywanych kilometrów. Jednak, jak mówi banał..apetyt rośnie w miarę jedzenia. Koniec 2012 roku to jednocześnie początek 2013 ..i nowe plany, wyzwania.
O tym napiszę w weekend.
Cześć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz