poniedziałek, 10 lutego 2014

Początki...trudne początki

Tak...oj nie było łatwo. Cofnijmy się do lutego 2011 roku. Na czas budowy domu wynajęliśmy kawalerkę na Osiedlu Strzemięcin. Żyliśmy sobie tak z dnia na dzień. Praca, dom, praca. Zero aktywności sportowej, lub zdarzała się baaaardzo rzadko. Ważyłem już 107 kg. Któregoś dnia byłem pokopać piłkę z Rochem, moim drogim synusiem. Kilka chwil biegu za piłką sprawiało mi ..trudności...i wku....rzyłem się!!!
Postanowiłem więc, że starzeć się będę z godnością!!!
Następnego dnia ubrałem buty, jak się okazało idealne do biegania na moją stopę, dres i pobiegłem.
I tak biegłem całe 200, może 300 metrów i koniec. Dramat!!! Ale powiem Wam, że to jeszcze bardziej mnie zmotywowało, bo przestraszyłem się swoim brakiem kondycji.
Pierwszy marszobieg 3 kilometrowy czułem z trzy, cztery dni..ale nie czekając aż zakwasy miną, ubrałem się ponownie..za kilka dni ponownie...i przetrwałem początkowe 2 miesiące, które moim zdaniem w biegowej przygodzie zwykłego śmiertelnika są kluczowe.
Po tym czasie, zaczęło być miło, bo waga łazienkowa pokazywała mniej..i mniej. Zakupiłem nawet nowe baterie do owej maszyny, co aby mnie nie oszukiwała! :)
Nie bez znaczenia jest także fakt, że w bloku w którym mieszkaliśmy, mieszkają nasi Przyjaciele, a Marcin był już rocznym biegaczem i podglądając Go czułem, że też tak mogę.
Po 3 miesiącach twardej walki z zakwasami, bólem piszczeli, diety ( która na zawsze zmieniła moje nawyki żywieniowe) udawało mi się pokonywać 3, 4 kilometry...bez przerwy..tralalala :)
To była prawdziwa radość. Kurcze jaki byłem z siebie dumny. Powiedziałem sobie!Można!!
Poniżej moje pierwsze buty biegowe. Są okrutnie zajechane, ale mam do nich olbrzymi sentyment. Zaprowadziły mnie do innego, lepszego życia, o którym Wam opowiem.
Ale to w kolejnych odsłonach...

p.s Chciałbym jeszcze jedną rzecz dodać do wczorajszych postów.
Moi Drodzy. W moim blogu nie zamierzam się wydurniać i zgrywać wielkiego specjalisty od biegania. Nie jestem nim. Jestem osobą, którą pochłonęło bieganie, chcę dzielić się doświadczeniem , emocjami i być może pewnymi sugestiami, które wynikają z tysięcy pokonanych kilometrów.
Reasumując, nie będę zgrywał się na specjalistę, to obiecuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz